Pierwsze zajęcia. Dwadzieścia osób siedzi w sali i czeka na rozpoczęcie lekcji. Ilość chętnych przeszła moje oczekiwania. Nigdy bym nie przypuszczała, że w 80-tysięcznej miejscowości znajdzie się aż tylu chętnych. Aby zaspokoić moją ciekawość, pytam o powody, które skłoniły moich uczniów do nauki polskiego. Po krótkiej rozmowie jest wszystko jasne. Zebranych mogę z łatwością podzielić na pięć kategorii:
Partner Polaka
Niektórzy z obecnych są w związku z Polką lub Polakiem i często przebywają w środowisku swojego partnera. Ci, którzy założyli rodzinę, chcą uczestniczyć w rozmowach z teściem bądź teściową i denerwują się, że podczas familijnych imprez nic nie rozumieją. Kurs ma im pomóc odnaleźć się w świecie wybranka lub wybranki serca.
Intelektualista
W grupie są też osoby zafascynowane polską kulturą i krajem. Ich chęć nauki języka nie wynika z pobudek rodzinnych. To często osoby znające już inne języki. Polski traktują jak rozrywkę i dobrą gimnastykę dla szarych komórek. Swoje umiejętności wypróbowują rok w rok podczas urlopu na Mazurach, w Krakowie lub Warszawie.
Pracodawca lub współpracownik
Bardzo zainteresowani nauką są też pracownicy firm lub pracodawcy współpracujący z Polakami. Polscy rzemieślnicy, lekarze, pielęgniarki, opiekunki do dzieci lub osób starszych czy informatycy są bardzo cenieni za granicą. Gdy na przeszkodzie dobrej kooperacji stoi język, Niemcy coraz częściej wychodzą naprzeciw Polakom i decydują się na lekcje polskiego. Znajomość kilku słów lub powiedzonek pomaga też w kontaktach z polskimi firmami, które są często podwykonawcami niemieckich przedsiębiorstw.
Poszukiwacz korzeni
Interesującą i bardzo zaangażowaną grupą są osoby zgłębiające tajniki swojego pochodzenia. Wielu z nich to emeryci doszukujący się w drzewie genealogicznym polskich przodków. To z reguły wystarcza do pierwszych odwiedzin Polski i do zdobycia pozytywnych doświadczeń w kraju pradziadków. Po wizycie zapomnianych stron ojczystych decydują się na pogłębienie więzów rodzinnych z nierzadko przypadkiem odkrytą dalszą rodziną. Dodatkowym bodźcem są stare dokumenty w języku polski, które znalezione w spuściźnie po zmarłych lub gdzieś na strychu zachęcają do dalszego drążenia w przeszłości.
Polonus
W grupie są też Polacy, którzy wyjechali w czasach komunistycznych za granicę i przez długie lata nie pielęgnowali języka ojczystego. Czasami to ich dzieci, które nie miały możliwości nauki polskiego.
Grupa jest interesująca i wiekowo zróżnicowana. Najmłodsi to młodzież krótko przed maturą. Najstarsi sięgają osiemdziesiątki. Wszyscy są bardzo zmotywowani. Z doświadczenia wiem, że w niedalekiej przyszłości paru się wykruszy. Ci, co zostaną w grupie, będą wiernymi uczniami przez lata.
Na pierwszych zajęciach zbieramy w grupie słowa, które są już znane, robimy listę, na podstawie której próbuję wytłumaczyć zasady czytania polskich liter. Najskuteczniejszym sposobem jest rozdzielenie wśród zebranych polskich imion, które od tego momentu obowiązują. Tym sposobem Jürgen przeistacza się w Jerzego, Gisela w Małgorzatę, Klaus w Grzegorza a Uwe w Bogusza. Śmiejąc się powtarzamy trudną wymowę „rz“, „ł“ lub „sz“. Często ktoś się przejęzyczy, bądź nieprzyzwyczajone mięśnie twarzy odmówią posłuszeństwa i z prostego „proszę” wyjdzie „prosię”. Dużą popularnością cieszą się liczebniki, które wypytywane na wyrywki wywołują salwy śmiechu. Im więcej interesujących gier językowych, tym więcej zadowolonych kursantów przyjdzie na następne zajęcia.
Jedynym problemem jest dobry podręcznik. Jeszcze nie znalazłam takiego, który spełniłby wszystkie moje wymogi. Dlatego z zazdrością porównuję wydawnictwa językowe wyspecjalizowane w podręcznikach do nauki niemieckiego lub angielskiego. Te do nauki polskiego są wprawdzie coraz lepsze, lecz ciągle jeszcze naszpikowane zbyt dużą ilością gramatyki bez wystarczającej ilości ćwiczeń ze słownictwa. Jestem jednak dobrej myśli. Język polski staję się w Niemczech coraz bardziej popularny i coraz więcej wydawnictw zauważa ten wprawdzie mały, ale przybierający na sile trend.